Nasza zima
Właśnie wróciliśmy z zimowych szaleństw, niby nic specjalnego , bo to żaden wypad na narty w Alpy tylko sankowe wariacje na w naszym plenerze , ale i tak było extra. Zuzia stwierdziła " mamo jestem taka zmęczona i szczęśliwa. Teraz każdy poległ na swoim zapiecku i się grzeje . ja jedną nogą jestem już u Morfeusza - taki ponad dwugodzinny spacer nieźle ścina z nóg po wejściu do ciepłego domku.
A ja korzystam - łapie promienie słoneczne - najlepsze lekarstwo na wszelkiego rodzaju doły, deprechy i inne paskudztwa które nas dręczą w te ponure dni.
Tata robił oczywiście jako koń zaprzęgowy . Całkiem nieźle się sprawdza w tej roli ku radości dzieciaków, niestety ja sobie nie pojeździłam ( a były kiedyś czasy że mój M woził mnie na sankach).
A ja korzystam - łapie promienie słoneczne - najlepsze lekarstwo na wszelkiego rodzaju doły, deprechy i inne paskudztwa które nas dręczą w te ponure dni.
Tata robił oczywiście jako koń zaprzęgowy . Całkiem nieźle się sprawdza w tej roli ku radości dzieciaków, niestety ja sobie nie pojeździłam ( a były kiedyś czasy że mój M woził mnie na sankach).
Jaka wielka,śniezna pustynia!!!
OdpowiedzUsuńPiękne zdjecia!