Nasza zima

06:04 Ewelina 1 Comments

Właśnie wróciliśmy z zimowych szaleństw, niby nic specjalnego , bo to żaden wypad na narty w Alpy tylko sankowe wariacje na w naszym plenerze , ale  i tak było extra. Zuzia stwierdziła " mamo jestem taka zmęczona i szczęśliwa. Teraz każdy poległ na swoim zapiecku i się grzeje . ja jedną nogą jestem już u Morfeusza - taki ponad dwugodzinny spacer nieźle ścina z nóg po wejściu do ciepłego domku.






A ja  korzystam - łapie promienie słoneczne - najlepsze lekarstwo na wszelkiego rodzaju doły, deprechy i inne paskudztwa  które nas dręczą w te ponure dni.










Tata robił oczywiście jako koń zaprzęgowy . Całkiem nieźle się sprawdza w tej roli  ku  radości dzieciaków, niestety ja sobie nie pojeździłam  ( a były kiedyś czasy że mój M woził mnie na sankach).



Właśnie wróciliśmy z zimowych szaleństw, niby nic specjalnego , bo to żaden wypad na narty w Alpy tylko sankowe wariacje na w naszym plener...

1 komentarz: