Fajny grudzień


Końcówka roku  obfitowała w kilka wydarzeń - wartych przytoczenia bo były to sprawy ważne i wywołujące uśmiech na twarzy mojej córy. Pomijając ospę, którą Zuza przywlokła z przedszkola i zaraziła oczywiście brata miesiąc grudzień 2012 roku mogę zaliczyć do tych fajniejszych i bardziej udanych w całym roku.
1. Wygrana Zuzy w konkursie powiatowym na ozdobę świąteczną. A oto twórczyni w akcji z pomocnikiem rzecz jasna bez, którego nic nie może się dziać w naszym domu.






Praca Zuzi i szczęśliwa zwyciężczyni.





 2.Urodziny , wreszcie  moje dwa gałganki doczekały się - tak to jest urodzić się na koniec roku (wszystkie dzieci urodziny już miały a ja kiedy mamo). Oczywiście Antek mało jarzył o co chodzi takie mam wrażenie - bo niestety od niego się nie dowiem , pomimo tych swoich dwóch lat pawie nic nie gada - Zuzia w jego wieku po angielsku do dziesięciu liczyła a tu ...... cisza.

Pierwsze dmuchanie świeczek było na naleśnikach.





Była również impreza w większym gronie po której pokoju dzieciaków nie mogłam poznać . Dodam, że podłogi nie było widać spod sterty dosłownie wszystkiego.





 3.Wraz z urodzinami pojawił się śnieg - zamówiony przez Zuzię na urodziny. Zawsze mówiłam córci, że urodziny jej są zimą kiedy jest śnieg i tak mocno zapadło jej to w pamięć , że urodziny = śnieg i na odwrót (fakt że ostatnie 4 lata zawsze na 7 grudnia mamy śnieg- co prawda  później na wigilie jest z tym tematem gorzej). Jednego roku ciężko było gdy śnieg pojawił się w październiku - i wytłumacz tu trzylatkowi.








 Zadowolone pysie na przydomowej  ślizgawce.










 A to Antoś  chłopak pracy i czynu - skosił już  wszystkie nawierzchnie jakie się da - jeżeli jakaś firma potrzebuje  testera do kosiarek to mam eksperta w tej dziedzinie.




4. A potem były świta, pieczenie pierników, ubieranie choinki  prezenty a w tym wszystkim moje dzieciaki. Bez nich te chwile były by takie zwyczajne, nie smakowały by tak słodko i nie wracała bym do nich pamięcią tak często




















 

   


Ruchoma szopka



I słodkie chwile lenistwa i nic nierobienia.








Końcówka roku  obfitowała w kilka wydarzeń - wartych przytoczenia bo były to sprawy ważne i wywołujące uśmiech na twarzy mojej córy. Pomij...

Nasza zima

Właśnie wróciliśmy z zimowych szaleństw, niby nic specjalnego , bo to żaden wypad na narty w Alpy tylko sankowe wariacje na w naszym plenerze , ale  i tak było extra. Zuzia stwierdziła " mamo jestem taka zmęczona i szczęśliwa. Teraz każdy poległ na swoim zapiecku i się grzeje . ja jedną nogą jestem już u Morfeusza - taki ponad dwugodzinny spacer nieźle ścina z nóg po wejściu do ciepłego domku.






A ja  korzystam - łapie promienie słoneczne - najlepsze lekarstwo na wszelkiego rodzaju doły, deprechy i inne paskudztwa  które nas dręczą w te ponure dni.










Tata robił oczywiście jako koń zaprzęgowy . Całkiem nieźle się sprawdza w tej roli  ku  radości dzieciaków, niestety ja sobie nie pojeździłam  ( a były kiedyś czasy że mój M woził mnie na sankach).



Właśnie wróciliśmy z zimowych szaleństw, niby nic specjalnego , bo to żaden wypad na narty w Alpy tylko sankowe wariacje na w naszym plener...

Święto

Wreszcie jest -dzień w którym wypadł Zuzi pierwszy ząb.Najpierw ja nie mogłam się doczekać kiedy mojej niuni wyrośnie pierwszy ząbek a ona codziennie sprawdzała czy któryś się już rusza  - bo przecież koleżanki z przedszkola już mają takie piękne ''kasowniki''.


A oto i dumna właścicielka pięknej szparki.

 Dzieciaki są fantastyczne , a ta ich wyobraźnia . Jak wypadł ząb to oczywiście pojawił się zaraz temat myszki i wróżki zębuszki i tysiące pytań min:  mamo czy światło słoneczne spaliło by wróżkę zębuszkę i dlatego przychodzi w nocy ... Ale świat byłby szary bez dzieciaków i ich pomysłów.

Wreszcie jest -dzień w którym wypadł Zuzi pierwszy ząb.Najpierw ja nie mogłam się doczekać kiedy mojej niuni wyrośnie pierwszy ząbek a ona ...

Karnawałowo




Zaczęło się w sylwestra. Korowód barwnych przebierańców zawitał w nasze progi. 


Każdy brzdąc sam kompletował swój strój. Ku mojemu zaskoczeniu najlepiej w swoją rolę wszedł mały Antoś, nawet gdy płakał nie zdejmował maski tylko łzy przekomicznie ''wyjmował '' paluszkami.

Każdy strój uzupełniał odpowiedni makijaż.




 




Poza tańcami "wygibańcami" oczywiście w stylu gangnam, superowym towarzystwem , licznymi konkursami (które organizowała babcia) była też niezła wyżerka i oczywiście szampan. 
Co do tych zabaw to niektóre były okupione potem i nie tylko - ŁOWIENIE USTAMI PŁYWAJĄCYCH MANDARYNEK - Kuba walczył tak zaciekle, że wszystkie gilasy które miał w nosie pływały później w misce a on sam też był usmarkany po pachy. Wyobraźcie sobie minę i dezaprobatę mojej córy, która miała po nim łowić owoce. Poza fuj i ble było jeszcze... 






 


A wczoraj ciąg dalszy przebierańców - bal karnawałowy w przedszkolu - na szczęście tematyczny bo inaczej moje dziecko na pewno chciało by być księżniczką ( których jak zwykle i tak była cała masa), a tak mam groźną piratkę . Babcia jak zwykle stanęła na wysokości zadania i wymodziła extra czapę i pistolec.

  
  Drżyjcie już wszystkie szczury lądowe - ahoj przygodo. 


Zaczęło się w sylwestra. Korowód barwnych przebierańców zawitał w nasze progi.  Każdy brzdąc sam kompletował swój strój. Ku mojem...